środa, 19 lipca 2017

PRZESIADKA W PARYŻEWIE


Rzeczywiście jestem tak zmęczona jak widać na tym zdjęciu. Teraz zmienili bramkę i będzie K41, a nie K37 (jak na zdjęciu widać). Przesiadłam się już pod właściwą. Pilnuję czasu i bramki, nie łażę, nie zwiedzam - co tu zresztą zwiedzać, sklepy z drogimi, luksusowymi (mniej lub bardziej) i kompletnie niepotrzebnymi mi rzeczami.


Jestem bardzo zmęczona - pierwszy raz zasnęłam w samolocie jeszcze przed startem. Przyśnił mi się koszmar, że zasnęłam na bramce. Obudziłam się taka przerażona, rozejrzałam... i zobaczyłam, że jestem w samolocie... uff.... Potem zasnęłam znów, a czekaliśmy dość długo już zapakowani do samolotu, chyba ze 20 minut nas przetrzymali nim samolot ruszył, zdążyłam zasnąć znów, i... budzę, cisza, spokój, nic się nie dzieje - zdziwłam się, bo czułam przez sen jakieś szarpnięcie, myślałam że ruszyliśmy na pas by startować, a tu znów stoimy? Wyjżałam przez okno - a tu niespodzianka - jesteśmy już w powietrzu. To szarpnięcie przez sen to chyba jednak było oderwanie od ziemi. pierwszy raz w życiu przespałam start. Zwykle obserwuję, bo bardzo lubię starty. Ależ mnie zmogło.

Poprzedni lot, trzy dni temu, kiedy wracałam do Polski, dał mi mocno popoalić. Trwał 22 godziny zamiast 12 czy 14. Bo samolot się opóźnił i nie złapałam mojego dolotu po Europie. Była 9 rano, byłam w Amsterdamie, najbliższy lot był o 14, ale nie mieli miejsc, więc zaproponowali mi 20.20.... Nie wierzyłam własnym uszom. Wywaliłam na pania gały, po czym powiedziałam:
- Proszę Pani jestem w stolicy europejskiej i lecę do drugiej stolicy europejskiej. Niech mi pani nie mówi, że nie ma lotów. To niemożliwe. Musi coś być.

Wtedy Pani pogrzebała w systemie i znalazła mi samolot do... Budapesztu, którym łapałam lot o 17, lądujący w Wawie o 19. To już coś. Zawsze lepiej niż wylot o 20.20, czyli przylot o 23.....

Ja się przesiadłam. Mój bagaż nie. Już w Budapeszcie wiedziałam, że nie przyleciał mój bagaż, bo miałam się sama odprawić na ten ostatni lot i pokazać kwiteczek bagażowy, żeby mi bagaż przesiedli. Pan był bardzo uprzejmy i zadzwonił do bagażowych, żeby bagaż przesiedli, a bagażowi powiedzieli że nie przyleciał zielony plecak o tym numerze, nie mają bagażu. Przynajmniej w Wawie nie czekałam przy taśmie, tylko od razu poszłam zgłosić zaginięcie.

Jestem pod wrażeniem działania biura zgubionych bagaży - było to biuro naszego LOTu. Bo co prawda zgubił KLM, ale ostatni lot miałam LOTem, a dostarcza bagaż ostatni przewoźnik. Już wieczorem dostałam sms, że zlokalizowali mój bagaż. Rano zadzwoniłam, dowiedziałam się że bagaż przyleci samolotem o 12, a kurier mi przywiezie do domu.
 A potem dostałam sms, że bagaż przyleciał, godzinkę potem sms, że nadali go kurierem, a godzinkę po tym kurier zadzwonił, że ma dla mnie bagaż i upewnił się że jestem w domu i że może za pół godziny przyjść. I przyszedł.

Dobrze, bo kupiłam sobie takie specjalne siodełko rowerowe w USA i chciałam je zostawić w Polsce. Gdyby mnie bagaż nie dogonił w Warszawie to bym miała dylemat, gdzie wysłać mój plecak. Do Wawy czy z powrotem do Bostonu. Część rzeczy była mi potrzebna na powrót do USA, a część chciałam zostawić. Na szczęście bagaż przyszedł szybko, to nie miałam dylematu. Bardzo łądnie to załatwili.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

NIEZŁA SKUCHA ZAĆMIENIOWA

Gadałam z jednym takim gościem z autobusu. Dziś podróżowałam Greyhoundem - taka tania linia. Gościu nie wiedział, że jest zaćmienie. Nie wie...