piątek, 23 czerwca 2017

LOT NAD OCEANEM

Miałam spore szczęście. Samolot był obłożony tak, że było tylko jedno miejsce wolne. Zgadnijcie czyje. Tak, moje. Znaczy to obok mnie. Opłacało się kupić miejsce przy oknie i zostawić koło siebie pojedyńcze miejsce puste. Dopłacałam za okno.

Druga miła rzecz - zamówiłam sobie posiłki bezglutenowe, bo nie jem pszenicy i żyta, i liczyłam na to, że najmniej mnie uszkodzi taki posiłek. Chociaż potrafią dawać jakieś pszenice oczyszczane z glutenu, a nadal pszenica zostaje pszenicą. Ja mogę gluten. Ja nie mogę pszenicy. Nieważne. Ważne że... posiłki "specjalnej troski" są podawane PRZED WSZYSTKIMI, znaczy że nawet siedząc na ogonie samolotu dostawałam posiłek jako jedna z pierwszych, a nie czekałam, aż panie rozdadzą po kolei wszystkim. Rozdawanie posiłku to i półtorej godziny potrafi potrwać. Ja tam byłam już bardzo głodna. Sąsząc z zawistnych spojrzeń pasażerów, oraz odwracania wzroku z westchnieniem - inni też byli głodni.
Sam posiłek bardzo dobry, w sensie nawet dość zdrowe to jedzenie było i dość jarzynowe. Bardzo miło. Będę takie brać, gdy tylko będę mogła.

Wiecie co... pierwszy raz miałam tak w czasie lotu, że turbulencje zrobiły, że mi było.. ten... no...  Znaczy, źle się poczułam. Bo kiwało. Aż po torebkę sięgnęłam, na szczęście nie była potrzebna, ale bardzo chciałam mieć ją pod ręką. Standardowo linie lotnicze dostarczają takie torebki do każdego siedzenia.
Nie rozumiem tego, czy to dlatego, że ten samolot taki wielki? Bo jak turbulencje rzucają małym, to jest jak na szybkiej kolejce w parku rozrywki - po prostu trzęsie i tyle. A tutaj po prostu bujało. Walczyłam o to by obiad w żołądku utrzymać, a nalatałam się już trochę i jeszcze tak nie miałam w samolocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

NIEZŁA SKUCHA ZAĆMIENIOWA

Gadałam z jednym takim gościem z autobusu. Dziś podróżowałam Greyhoundem - taka tania linia. Gościu nie wiedział, że jest zaćmienie. Nie wie...