Dziś będzie o misiach i wiewiórkach. Brzmi niewinnie, prawda?
Otóż... w Yellostone jest "bardziej".
Nie ma trzymania żarcia w namiocie. Bo przyjdą misie i wyżrą. Nawet nie w samochodzie - bo misie są w stanie otworzyć sobie blachę samochodu, i to nie przez naciśnięcie zamka. Blacha samochodu jest po prostu dość miękka dla nich, otworzą sobie łapką. Rozedrą.
Popularne są tutaj takie skrzynki metalowe z grubej blachy - misioodpornej. Tam się trzyma żarcie, i ubranie w którym się gotowało żarcie. Zdarza się, że miś przychodzi na kemping. Miś głównie chce sobie pojeść i nie ma interesu w atakowaniu człowieka, ale nie należy go karmić, kopać, straszyć, ani przywabiać.
Przestrzegają tego restrykcyjnie do użygu. Nie ma koszy, nie ma zostawiania resztek, nie ma śmiecenia, nawet do kibla należy wchodzić ostrożnie.
Ludzie chodzą ze sprayem na misie - czyli gazem pieprzowym, takim jak kobitki noszą w torebkach na gwałcicieli, tylko większym.
Trochę żeśmy się bali, jak spaliśmy na obrzeżu kempingu. Ja się poderwałam z krzykiem z hamaka, jak samochód przejechał i zatrąbił niskim dźwiękiem. Kuba się zestrachał na niski chrapliwy odgłos wieczorem, ale odgłos powtarzał sie rytmicznie i dochodził z namiotu, więc doszliśmy do wniosku, że to chapanie.
No, to teraz scenka rodzajowa.
- O, patrz, wiewórka!
- Aha. Ładna.
W tym miejscu konwersacja zazwyczaj się kończy. Nie w Yellowstone.
- Hm... Pójdę zamknąć samochód. (Właśni kończyliśmy ładować żarcie do bagażnika przed zwiedzaniem).
Na zdjęciu skrzynka na misie. Tam mieszkało nasze jedzenie w nocy.
W następnym odcinku będzie o bizonach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz